Po drugiej stronie…

„Jeśli znaleźliśmy łaskę w oczach twoich, to niech ta ziemia zostanie nadana na własność twoim sługom. Nie każ nam więc przeprawiać się przez Jordan” (IV Mojż. 32, 5)

Kiedy Bóg prowadził Izraelitów do Ziemi Obiecanej, tuż przed jej granicą (a granicą była rzeka Jordan) plemiona Rubena i Gada zwróciły się do Mojżesza z prośbą o zgodę na zasiedlenie terenów po prawej stronie rzeki Jordan. Uznali oni, że pastwiska po tej stronie Jordanu są dla nich i ich bydła na tyle dobre, że warto zakończyć już pustynną wędrówkę na tym etapie i nie przeprawiać się przez rzekę do faktycznej Ziemi Obiecanej. Poprosili Mojżesza, by nie musieli wyruszać dalej razem z pozostałymi plemionami Izraela na podbój Palestyny, bo … oni już swoją ziemię mlekiem i miodem płynącą znaleźli. Choć prawdę powiedziawszy, Ziemi Obiecanej wcześniej nie widzieli i rozeznanie w tym temacie mieli średnie.

Mojżesz delikatnie mówiąc nie był zachwycony tą propozycją. Uważał, za właściwe by wszyscy Izraelici razem weszli do Ziemi Obiecanej i wspólnie ją podbijali. Co więcej, bał się, że ta odważna propozycja może być wbrew Bożej woli i nie chciał ryzykować ewentualnych kolejnych lat pustynnej tułaczki. Zaproponował rozwiązanie kompromisowe. Zgodził się z pewnym oporem uznać ich prośbę, jednak postawił warunek, by wszyscy mężczyźni zdolni do walki z plemion Gada i Rubena przekroczyli Jordan i wspomogli swoich braci w walce o Ziemię Obiecaną. Dopiero po zakończeniu podboju Rubenici i Gadyci mieli wrócić do swoich domów i rodzin. Umowa została zawarta, a jej warunki dotrzymane.

Po jakimś czasie okazało się jednak, że plemiona mieszkające poza granicami Ziemi Obiecanej miały utrudniony dostęp do świątyni tak samo jak i kontakt ze swoimi braćmi Izraelitami mieszkającymi po lewej stronie Jordanu. Miało to z pewnością jakieś plusy – w myśl zasady, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Jednak pozostałe plemiona miały trochę za złe, że Rubenici i Gadyci (Joz. 22, 10-34) „wzięli nagrodę wcześniej” od nich, co zaczęło budować mentalną barierę między Izraelem żyjącym po lewej i po prawej stronie Jordanu. Aby znaleźć rozwiązanie tej sytuacji starsi plemion Rubena i Gada wznieśli okazały ołtarz przy rzece Jordan, który przypominałby ich dzieciom, że są one Izraelitami – takimi samymi jak Ci mieszkający z lewej strony rzeki.

Nie wiemy dokładnie jak wyglądałoby życie kolejnych pokoleń Rubenitów i Gadytów, gdyby zdecydowali się pójść o krok dalej i nie zrezygnowali tuż przed osiągnięciem celu, do jakiego dążyli przez ostatnie czterdzieści lat. Wiemy jedynie, że sytuacja ta prowadziła do poczucia wyobcowania  i zaniku tożsamości narodowej i religijnej wśród następnych pokoleń.  Czy żałowali podjętej decyzji? Czy zdarzało im się siedzieć nad Jordanem  z poczuciem niespełnienia, bo ominęło ich coś, na co tak długo czekali? Jak tłumaczyli swoim dzieciom powód oddzielenia od innych plemion? Czy czuli się od nich gorsi? Czy towarzyszyło im poczucie porażki? Czy gdy przychodziły gorsze dni, zastanawiali się jak wyglądałoby ich życie po drugiej stronie Jordanu?

My też, jako chrześcijanie często zadawalamy się namiastkami prawdziwego szczęścia. Często jesteśmy zmęczeni naszą chrześcijańską codziennością, tymi samymi grzechami, tymi samymi upadkami, zniechęcamy się coraz to nowymi problemami, jakie życie kładzie przed nami i tracimy gdzieś z horyzontu marzenia i obietnice jakie dał nam Bóg. Monotonia dnia powszedniego sprawia, że zapominamy o przepiórkach, mannie i wodzie wypływającej ze skały, a jedyne o czym marzymy to to, żeby po prostu odpocząć. Żeby już dłużej się nie męczyć. Jesteśmy umiarkowanie zadowoleni z naszej duchowości, z naszego zaangażowania, z naszego kontaktu z Bogiem. Wiemy, że nie jest idealnie, wiemy , że pewnie można lepiej i więcej, ale jakoś tak … się nie chce. Chyba pogodziliśmy się z obecnym stanem, nie chcąc dokonywać kolejnych wysiłków, bo w końcu i tak dużo osiągnęliśmy (zwłaszcza jak porównujemy się z odpowiednimi znajomymi). Już prawie widzimy Ziemię obiecaną, a jednak zniechęcenie jest silniejsze. Wolimy nasze codzienne status quo niż zdobycie się na kolejny wysiłek.

Czasami Bóg pozwala nam na osiedlenie się przed rzeką Jordan. Wie, że nie jest to miejsce, które jest dla nas najlepsze, ale w swojej miłości pozwala na taki wybór. Zastanawiam się tylko ile błogosławieństw Bożych tracimy poddając się naszej krótkowzroczności? Ile doświadczeń z Bogiem tracimy podejmując taką decyzję? Czy kiedyś patrząc z perspektywy czasu nie będziemy żałować tego, że nie poszliśmy za Bożym wyzwaniem? Albo tego, że żyliśmy takim chrześcijaństwem na pół gwizdka? Tego, że zadowoliliśmy się namiastką ziemi obiecanej, tracąc pełnię tożsamości Bożej rodziny? Czy moje dziecko mnie kiedyś zapyta: Tato, dlaczego nie poszedłeś za Bogiem na całego? Dlaczego po czterdziestu latach nadal mieszkamy po złej stronie Jordanu?

Jako chrześcijanie, możemy być zameldowani „w Ziemi Obiecanej” w niektórych dziedzinach naszego życia, jednak świadomie wybierać, by inne obszary życia znajdowały się poza jej granicami – tam gdzie jest nasz adres korespondencyjny. Gdzie zatem tak naprawdę jesteśmy? Chrześcijanie z nazwy, zameldowani czasem od wielu lat pod jedynie słusznym adresem. Mentalnie jednak mieszkający gdzie indziej.

Jakie obszary Twojego życie niechętnie widziałbyś „po drugiej stronie Jordanu”? Czy dobrze Ci jest z niektórymi zwyczajami, postawami, myślami, które są poza granicami Bożego sposobu na życie? Czy czasem nie jest wygodniej by inni nie widzieli w Tobie chrześcijanina…?

Może warto zatem zastanowić się gdzie jesteś, po której stronie Jordanu mieszkasz i czy laury na których spoczywasz, to rzeczywiście laury a nie zwyczajne siano?

Jakie obszary Twojego życia niechętnie oddałbyś Bogu? Masz taką listę?

Ja mam. Choć chciałbym by była pusta. Wypełniona Jezusem.

——————————
[T. Dutkowski]