Bóg ma dla Ciebie plan

O tym, jak Bóg odnalazł go na środku oceanu opowiada Gilbert Cangy, dyrektor sekretariatu młodzieży w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego.

 

– Twoje pastorskie życie, choć nie tylko, było zawsze w bliskie młodym ludziom. Byłeś liderem młodzieży w Mauritusie, prawda?

– Zgadza się.

– Potem przeprowadziłeś się do Australii, gdzie byłeś pastorem młodzieżowym… A w 2009 roku poprosiłeś, byś był zwykłym pastorem w jednym ze zborów w Sydney.

– Tak.

– Rok później przyszła prośba z Generalnej Konferencji: „Gilbert, chcemy, żebyś został liderem młodzieży w całym, ogólnoświatowym Kościele”. Czy jest to dla ciebie dowód na pewne wyjątkowe powołanie, „wiadomość” od Boga: „Gilbert, wiesz, jakimi talentami cię obdarzyłem i chcę, żebyś oddziaływał na młodych”.

– Pozwól, że zacznę od tego: najwięcej o byciu liderem młodzieży nauczyłem się w tych wczesnych latach, kiedy wciąż mieszkałem na mojej malutkiej wysepce, Mauritiusie.

– W jaki sposób?

– Tak, jak ty i twój mediaTEAM, byłem wolontariuszem w kościele. Jakimś sposobem Bóg mnie „rozpalił”, obdarzył pewnymi zdolnościami przywódczymi. Uwielbiam piłkę nożną, muzykę; byłem kapitanem drużyny piłkarskiej, liderem zespołu muzycznego… A Bóg przekierowywał te umiejętności, bym kierował młodymi w moim zborze. Bóg zrobił to w moim sercu dlatego, że Jezus uczynił niesamowitą różnicę w moim życiu.

– Opowiedz o tym.

– Nie zawsze byłem taką poświęconą osobą. Kiedy miałem 17-18 lat, byłem bardzo daleko od tego, co byśmy nazwali „stałą wędrówką z Jezusem”. Miałem pewien prywatny problem, a moja rodzina się rozpadła. Straciłem zainteresowanie Bogiem, kościołem i zdecydowałem się na inny styl życia: postanowiłem żeglować. Czułem straszną pustkę w moim sercu – tak, jak wiele młodych ludzi. To może być spowodowane problemami finansowymi, „sercowymi”, złymi relacjami. Od czasu do czasu nie jesteśmy z siebie zadowoleni – kiedy czujemy, że nasze życie nie ma głębszego sensu. Zacząłem więc wołać do Boga mówiąc: gdybyś tylko coś dla mnie zrobił…

Choć byłem na środku oceanu w drodze z Mauritiusu do RPA, On mnie wysłuchał. To wspaniałe, że twoja przyszłość nie jest uwarunkowana obecnym stanem! Twoja przyszłość jest zależna od Boga, dla którego nic nie jest niemożliwe! Mieszkając na małej wyspie, ekonomicznie niezbyt rozwiniętej, nigdy nie przypuszczałem, że ją opuszczę. Kto by pomyślał, że odwiedzę np. Wrocław?

– O, pamiętasz! Właśnie chciałem  przetestować, czy poznajesz, co to jest? [w tym momencie wyciągnąłem koszulkę uczestnika Kongresu Młodzieżowego we Wrocławiu w 2004 roku, na którym Cangy był mówcą – MR]

– Oczywiście, że tak! To dla mnie wiele wspomnień. Ale, jak ci powiedziałem, moje najlepsze lata służby wśród młodzieży to czas, kiedy byłem liderem w moim lokalnym zborze – tak, jak ty!

– Zatem daj radę liderom młodzieży. Jak umiejętności z tego wczesnego okresu pomagają ci teraz, kiedy jesteś ogólnoświatowym przywódcą?

– Nauczyłem się dwóch rzeczy: po pierwsze, Boża łaska daje pokój, nie musisz się martwić o swoją przyszłość, teraźniejszość i przeszłość. Nie chodzi o to, jaki dobry jestem – bo nie jestem. Młodzi ludzie mają tendencję do skupiania się na tym, jacy są dobrzy. Nie idźcie tą drogą: to Bóg kształtuje, powołuje, wyposaża, zmienia twoje życie.

Po drugie, Bóg ma dla ciebie niesamowity plan. I nie bądź ograniczony tym, co było do tej pory. Bóg pozwolił mi zrozumieć moc, która jest dostępna dla nas: Ducha Świętego. To cudowne, kiedy otwierasz swe życie na Jego wpływ. Wtedy stajemy się marzycielami, wiesz?

– Jak może się to objawiać?

– Nie jesteśmy zadowoleni z tego, co wokół. Nie jesteśmy ograniczeni tym, co widzimy. Bóg zaczyna nam dawać ducha inicjatywy. Mamy kreatywne pomysły…

– …które stykają się z jaką reakcją?

– Problem w tym, że niekiedy ludzie wcale ich nie doceniają, nie wspierają cię. Może nie rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi. Zbory lubią funkcjnować na zasadzie: „skoro zawsze działaliśmy w taki sposób, dalej działajmy tak samo”. Pamiętam, jak byłem młodym gitarzystą, a w zborze nie pozwalali nam grać na gitarze. Ale lubię wytrwałość młodych ludzi! Zatem Bóg daje marzenia, plany – a wy, liderzy, wytrwale róbcie swoje, proście Boga o mądrość!

– I tak kroczek po kroczku.

– Tak, bądźcie cierpliwi, nie poddawajcie się ze swoimi marzeniami! Bóg stopniowo będzie dawał zrozumienie ludziom, którzy są wokół was, aby ostatecznie dać nam wszystkim odpowiednie miejsce w Kościele! Nawet jeśli spotykasz się ze sprzeciwem wyznawców, to nie dlatego, że tego nie lubią. Nie są do tego przyzwyczajeni! Nie rozpoznają w tym Kościoła. Ale nie zniechęcaj się. Bądź wytrwały, tłumacz, módl się i Bóg otworzy dla ciebie drzwi.

– Kontynuując ten temat: zaraz po wyborze powiedziałeś, że coś w naszym kościele mogło zostać przeoczone. Mianowicie, w byciu zrozumiałym, otwartym dla młodszego pokolenia. Teraz jesteś jakby „w środku”, masz inną perspektywę. Czy zmieniłeś zdanie?

– Kościół, liderzy, starsi zboru mają najlepsze na świecie intencje. Jednakże żyjemy w bardzo zmieniającym się społeczeństwie, w którym i metody się zmieniają. Mamy pokolenie młodych ludzi, które chciałoby wyrażać swoje chrześcijaństwo, pasję, miłość do Boga, na różne sposoby! Czasami te sposoby uważane są za świeckie, „światowe”. Ale musimy mówić językiem ludzi. Musimy znaleźć drogę komunikowania się z nimi w odpowiedni, mający dla nich znaczenie, sposób.

Czasami nowe sposoby – użycie nowoczesnej muzyki, teatru, sztuki – nie są pojmowane jako odpowiednie dla wyrażania wiary. Ludzie nie są do nich przyzwyczajeni. Wydaje mi się jednak, że spotykamy się dziś z większym otwarciem. Kościół stopniowo zaczyna rozumieć, że poselstwo jest wciąż takie samo, ale sposób, w jaki je przekazujemy musi być trafny i zrozumiały dla osób, do których chcemy dotrzeć.

– Prawdziwa historia: byłem na misyjnym spływie kajakowym. Zatrzymywaliśmy się w małych wioskach, aby wręczać gazetki, sprzedawać „Wielki bój”. Podczas jednej z przerw zapytałem tych młodych, poświęconych misji ludzi: czy przeczytaliście cały „Wielki bój”? Odpowiedzieli: „Yyy, próbowaliśmy… Pierwszy, drugi rozdział… Ale nie daliśmy rady”. Podejrzewam, że gdybyśmy zaproponowali w Polsce prostsze wersje tej książki, z innymi słowami, lecz tym samym przesłaniem – właśnie dla młodzieży czy nieadwentystów – wiele osób powiedziało by: nie, nie zmieniajcie tego, co jest natchnione. Gdzie znaleźć tę granicę pomiędzy zmienianiem naszego dobrego, natchnionego poselstwa a zmienianiem jedynie metody jego prezentowania?

– Projekt Wielki bój jest ogólnoświatowy. Rozprowadzono miliony książek, ale co często robiono, to właśnie przygotowanie uproszczonych wersji pt. „Wielka nadzieja”, zawierającej jej meritum! Na końcu była reklama  „Wielkiego boju” dla tych, którzy chcą dowiedzieć się więcej. Musimy spotykać ludzi tam, gdzie się znajdują i starać się upraszczać przesłanie. A potem prowadzić ich krok po kroku.

– Zatem jak powinniśmy prezentować nasze przesłanie?

– Przede  wszystim przekazujmy nasze osobiste doświadczenia. Co znaczy dla ciebie Jezus, jaką sprawił zmianę w twoim życiu? Nie chodzi wcale o jakąś super nadzwyczajną zmianę. Biblia to historia ludzi, którzy spotykali Jezusa. Zatem – powiedzmy – każdego dnia pisany jest nowy rozdział. Ty i ja jesteśmy tymi rozdziałami. Po drugie, prezentujmy wyjątkowość adwentystycznego przesłania opartą na miłości Jezusa.

– Przenieśmy się z „całego świata” do Polski. Często, kiedy mówimy, kim jesteśmy, reakcją jest: co? Ateista? Ateista dnia siódmego? Kompletnie nikt nas nie zna!

– Kościół Adwentystów Dnia Siódmego ma pewne znane na całym świecie instytucje, edukacyjne czy zdrowotne. Ale zajmijmy się lokalnymi zborami. Może czasami jesteśmy zbyt nieśmiali co do naszej wiary?

Czasami jesteśmy „zaszufladkowani”. Niestety na pytanie: kim są adwentyści? odpowiedź to jedynie: ci co nie palą, nie piją, nie robią tego, tamtego… Jesteśmy opisywani za pomocą tego, czego nie robimy. A nasi młodzi ludzie są dość przybici tym, że są inni. Myślę, że pewną zmianą wśród młodych adwentystów jest fakt, że zaczynają kształtować coraz pozytywniejsze podejście. Choćby za pomocą tego, co dzieje się dziś w Nowym Sadzie [Impact Day, kiedy setki osób rozdawało zimną wodę, adwentystyczne książki, owoce w zamian za papierosa, sprzątało brzegi Dunaju czy malowało płot szkoły – MR].

– W tym roku zrobiliśmy w Krakowie coś, o czym wiele osób może powiedzieć: gdzie tu przesłanie? W mroźny, zimowy dzień rozdawaliśmy przechodniom czekoladki z przyczepionym tekstem biblijnym. Może to jest nic, ale patrząc na uśmiechniętych ludzi myślałem, że to naprawdę fajna rzecz.

– Jak najbardziej! Działanie może być tak proste! Jakiś czas temu byłem w Niemczech. Po nabożeństwie młodzi rozdawali róże! Widziałem reakcje: „Co to ma być?”. Po tłumaczeniach, że to nie sprzedaż, że to prezent, że to pokazuje miłość Jezusa, obdarowywani wciąż byli zdziwieni, ale ich twarze się rozjaśniały. Rzadko się w końcu doświadcza takich losowych, drobnych, ale jakże miłych uczynków.

– A zatem, młodzi ludzie w Polsce, mamy dobry pomysł na kolejny Światowy Dzień Młodzieży!

– Zdecydowanie! Proszę, mobilizujcie się! 15 marca 2014 roku to WY będziecie nabożeństwem!

– Gilbert, co uważasz o organizowaniu osobnych nabożeństw – nieco nowocześniejszych – dla młodych i bardziej tradycyjnych, w szczególności dla starszych adwentystów.

– W wielu miejscach mieliśmy taki trend, żeby tworzyć przestrzeń, gdzie młodym będzie się służyć „na ich modłę”, w ich kulturze, stylu muzyki i używając innych pomysłowych dróg. To dlatego, że poprzednia generacja niekoniecznie widzi taki sposób uwielbienia. Myślę, że Kościół wciąż wzrasta w zrozumieniu, że poselstwo pozostaje takie samo, ale służymy w inny sposób.

Musimy być jednak świadomi jeszcze jednej rzeczy: Kościół buduje wiele pokoleń.

Widać to choćby w szkole sobotniej: mamy grupy dla dzieciaków, dla młodzieży i dorosłych. I Kościół jak najbardziej rozumie, że choć materiały są różne, napisane pod każdą z tych grup wiekowych, temat jest ten sam!

Tak samo jest, kiedy podchodzimy do spraw związanych z wielbieniem Boga.

Ale nigdy nie powinniśmy oddzielać „młodych” od „reszty”. Bo młodzi ludzie potrzebują dorosłych, a dorośli młodych. Bo młodzi potrzebują mądrości, dobrego ukierunkowania, które pochodzi od tych, którzy już trochę pożyli. Znowu starsza generacja potrzebuje pasji, entuzjazmu i siły młodych.

Dlatego do tego stopnia, do którego jest to uzasadnione, warto tworzyć pewną przestrzeń właśnie dla młodszych osób, gdzie ich problemy znajdują odpowiedzi, gdzie mogą uwielbiać Boga w inny sposób – to jest dobre.

Ale musimy w jedności „połączyć” ciało Jezusa Chrystusa! I robić to stale! W innym wypadku nasz Kościół nie będzie wzrastał. Jedno pokolenie ma odpowiedzialność w przekazywaniu wiary kolejnemu. Jeśli tego pomostu zabraknie, stworzy to ogromny problem…

Rozmawiał: Michał Rakowski

——————–
Przesłanie do młodych adwentystów

Gilbert CangyMłodzi Polacy, mam niesamowite wspomnienia z pobytu z wami 10 lat temu we Wrocławiu. Chcę Ci dziś powiedzieć, że choć jesteś może częścią bardzo małej społeczności wierzących w Polsce, jesteś też częścią wielkiej, ogólnoświatowej Rodziny.

Chciałbym też dać Ci wyzwanie: jeśli tylko będzie to dla Ciebie możliwe, następnym razem wybierz się na Paneuropejski Kongres Młodzieży. Uświadomisz sobie wtedy, że nie jesteś tylko częścią małego zboru, ale i częścią światowego ruchu.

Ale o ile to nie wyjdzie, chciałbym powiedzieć Ci jeszcze jedną rzecz: Bóg Cię zna. Ma plan dla Twojego życia. Pochodzę z małej wyspy, z Mauritiusa, i nigdy bym nie pomyślał, że Bóg skieruje mnie tu, gdzie teraz jestem. Ufaj Bogu, który już ma ten plan dla Twojego życia. Plan, aby dać Ci nadzieję i przyszłość. Zatem znajdź Jezusa, oddaj się w Jego ręce, a zaprowadzi Cię tam, gdzie nawet nie marzyłeś…

Niech Wam Bóg błogosławi! Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.

Gilbert Cangy,

dyrektor departamentu młodzieży przy Generalnej Konferencji Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego